Nie było mnie na koncercie zespołu Enej. Ale wiem jedno – nie każdy aplauz musi być ogłaszany przez głośniki. Czasem największe rzeczy dzieją się chwilę wcześniej. Na tej samej scenie w Tarnowcu. Z mniejszym rozgłosem. Za to z większym znaczeniem.
XV Podkarpacki Festiwal Smaków Regionalnych „Pierogi” w Tarnowcu miał swoje kulinarne punkty ciężkości – setki kilogramów pierogów, ogólnopolski festiwal serów, koncerty, kiermasz. Ale dla wielu – i nie tylko tych najbliżej sceny – najważniejsza była młodzież. Ci, którzy wyszli, zagrali, zaśpiewali. I zostali zapamiętani.










Tarnowiec. Coś wspólnego
Nie wszyscy z nich wychowali się w Tarnowcu. Ale coś ich łączyło – choćby to, że na pewno kiedyś byli w tarnowieckim sanktuarium. Taki żart, pół serio. Ale serio: to był wspólny moment, nawet jeśli przyjechali z różnych stron Podkarpacia.
Na scenę zaprosił ich Wojciech Lepucki – muzyk, nauczyciel, człowiek-energia. Choć na co dzień działa w Szkołach Muzycznych Yamaha w Jaśle i Krośnie, to tu, w Tarnowcu, zadziałał jak prawdziwy menedżer młodych talentów. Zebrał ich. Dał im przestrzeń. Dał im szansę. I chwała mu za to. Może kiedyś zawiezie ich na Debiuty w Opolu albo do Sopotu. Kto wie?
Najważniejsze, że przywiózł ich tutaj. Na prawdziwą scenę, przed prawdziwą publiczność.
Edukacja przez potknięcie
Bo to właśnie w takich momentach dzieją się rzeczy ważne. Nie w szkolnym występie pod dyktando. Ale na żywo, z całym dobrodziejstwem inwentarza – również z problemami. Sprzęt się buntuje, mikrofon trzeszczy, sygnał gubi się w kablu – i co teraz? Ola, gitarzystka, miała właśnie taką akcję. Na scenie, przy wszystkich. Czy poradziła? Oczywiście, że tak. Czy ktoś poza technikami, Wojtkiem i wujkiem to zauważył? Pewnie nie. Ale ten wujek – to ja. Pochwalę się, a co! A zauważyłem, bo Ola zawołała mnie na scenę.
I właśnie to jest wartością. Nie „idealne wykonanie”, nie „punktualny start”. Tylko uczenie się radzenia sobie w sytuacjach granicznych. Gdy coś nie działa. Gdy trzeba przełknąć stres, szybko podjąć decyzję, naprawić, dokończyć. Bez tego żadna szkoła muzyczna, żadne „talent show” nie nauczy więcej.
Tożsamość w dźwięku
Niektórzy z nich powiązani są z zespołem Sounds Well. Ale to nie metki są ważne. Ważna była ta scena. I ten mikrofon. I to, co się dzieje, gdy młody człowiek zaczyna wierzyć, że ma coś do powiedzenia.
Bo to, co my – dorośli – często nazywamy „występem” czy „prezentacją umiejętności”, dla młodzieży jest czymś znacznie więcej. To weryfikacja tożsamości.
Psychologowie rozwoju – od klasycznych badań Erika Eriksona po współczesne modele przyjmowane m.in. przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne – podkreślają, że okres adolescencji, czyli czas pomiędzy dzieciństwem a dorosłością (zwykle między 12. a 18.–19. rokiem życia), to moment intensywnego poszukiwania własnego „ja”. To czas, kiedy młodzi ludzie zadają sobie pytania: kim jestem, co potrafię, co o mnie sądzą inni? I bardzo potrzebują bezpiecznych sytuacji, w których mogą to sprawdzić.
Bycie wysłuchanym i zauważonym przez społeczność ma ogromny wpływ na rozwój poczucia własnej wartości i tożsamości.
Występ na scenie spełnia wszystkie te warunki. To symboliczna próba głosu – dosłownie i metaforycznie.





To nie tylko muzyka – to „ja tu jestem, słyszysz mnie?”.
A może kiedyś będziemy się zastanawiać, co znaczą ich teksty? Może zadamy pytanie: co to za muzyka, jakaś taka „kocia”?
Ale ja już dziś czekam na ich odpowiedź na moje: „Słyszę Was. A co chcecie powiedzieć?”
Rodzinne rzędy i ciche łzy
Wielu z tych młodych wykonawców przyszło z rodzinami. Dziadkowie, ciotki, kuzyni, młodsze rodzeństwo. Niektórzy specjalnie na ten dzień przyjechali z daleka. Inni nie mogli być, ale dzwonili. Pytać, jak poszło. To drobiazgi, ale w takim wieku z drobiazgów buduje się świat.
Kiedy ktoś czeka na Twój występ, nagrywa go, bije brawo, ściska po zejściu ze sceny – zostaje to z Tobą na długo.
My też nagrywaliśmy. I pewnie kiedyś pojawi się tu, na tej stronie. Bo to był występ wart zapamiętania.
Ten moment – ta obecność bliskich, to wsparcie – staje się zasiewem pewności siebie. A pewność siebie to nie buta. To przekonanie: „mam prawo być słyszany”.







Dla nas, dorosłych
To też lekcja dla nas – dorosłych. Że scena nie zaczyna się wtedy, kiedy są światła i aplauz. Zaczyna się wcześniej. W ciszy. Na próbie. W wątpliwościach.
I że trzeba być obok. Obok – nie za. A już na pewno nie przed.
Nie ciągnąć dziecka „na siłę”.
Nie wpychać go w coś, czego nie czuje.
Jak to dziś padło w rozmowie z Wojtkiem Lepuckim:
Ojciec chce, żeby syn grał na waltorni. Ale syn tego nie czuje – woli flet poprzeczny.
A tata mówi, że na flecie to dziewczyny grają.
I wyjdzie na to, że syn nie będzie grał ani na waltorni (bo nie lubi), ani na flecie (bo nie może).
Bo tu nie chodzi o „narzędzie”. Tu chodzi o flow. Żeby dziecko je poczuło – i za nim poszło.
Gdzie młodzież naprawdę rozkwita?
Z badań Instytutu Badań Edukacyjnych i Polskiego Towarzystwa Psychologicznego wynika jasno: młodzież najpełniej rozwija skrzydła tam, gdzie ma możliwość działania w realnym świecie, nie w warunkach ocen szkolnych, tylko w sytuacjach prawdziwych, wspólnych, znaczących.
To właśnie oferuje edukacja nieformalna – czyli nie „lekcja”, a doświadczenie. Nie „program nauczania”, tylko relacja. Nie „zaliczenie”, ale zaufanie.
I właśnie to wydarzyło się w Tarnowcu.
Nie szkolna próba.
Nie przypadkowy występ.
Tylko prawdziwe wydarzenie artystyczne, na prawdziwej scenie, przed prawdziwą publicznością.





























































A pierogi?
Były. Pyszne. Ruskie, z bobem, z miętą, z dziczyzną.
Ale nie one śpiewały na scenie.
Bo te dziewczyny (już prawie kobiety) – i chłopcy (już prawie mężczyźni) – to pierogami nie były na pewno.
I nie one zmierzyły się z tremą.
Nie one naprawiały kable, nie one zdobywały się na pierwsze słowa do mikrofonu.
To byli młodzi ludzie.
I to im – z pełnym przekonaniem – należą się największe brawa.