Karpaty, które nie krzyczą, ale mówią wszystko – głos z Jasła, bramy Beskidu Niskiego

FelietonyKarpaty, które nie krzyczą, ale mówią wszystko – głos z Jasła, bramy...

Z jasielskiej winnicy patrzę na góry, które mówią więcej niż niejeden przewodnik.


Karpaty. Nie muszę ich szukać — ja w nich mieszkam

Z miejskiej winnicy w Jaśle patrzę na linię horyzontu, której nie da się pomylić. Magura, Cieklinka, wzgórza prowadzące ku Gorlicom. To nie są góry do robienia selfie. To są góry, które nie krzyczą, ale zostają z tobą na dłużej niż myślisz. Beskid Niski nie pcha się na plakaty. Nie szokuje wysokością. Ale dla tych, którzy szukają ciszy, to właśnie on jest prawdziwą granicą – nie tyle państw, co światów. Tu kończą się hałaśliwe doliny, a zaczyna coś bardziej pierwotnego.

Łemkowie, Bojkowie, Pogórzanie – ludzie tej ziemi

W dzieciństwie nie rozumiałem, dlaczego niektóre cerkwie były puste, a kapliczki porośnięte krzewami. Stare mury, czasem bez krzyża, bez dzwonów, jakby coś z nich wyparowało. Wydawało mi się, że to po prostu „opuszczone miejsca”, takie jak w każdej okolicy. Dopiero później, z biegiem lat, dotarła do mnie historia Akcji „Wisła” – surowej operacji przesiedleńczej, która w 1947 roku przeszła przez południowo-wschodnią Polskę jak huragan, wyrywając całe społeczności z ich domów, pól, cmentarzy.

Łemkowie, Bojkowie, Huculi – ludzie tej ziemi – przez wieki żyli tu razem, czasem obok siebie, czasem ze sobą. Ich języki mieszały się z polszczyzną, ich kuchnia zostawiła po sobie ślady w naszych smakach, a muzyka wciąż brzmi w dolinach. To, co było tkanką tego regionu – barwną, różnorodną, nie zawsze łatwą – zostało brutalnie przerwane.

Dziś wiele z tych opowieści trzeba odtwarzać jak układankę. Pamięć – często niepełna, niekiedy niechciana – powraca w śladach: w porzuconych nagrobkach z cyrylicą, w ikonach znalezionych na strychu, w staruszkach mówiących cicho w dziwnym, melodyjnym dialekcie. To historia, która nie krzyczy – ale wraca, kiedy patrzysz uważnie. A kiedy już wróci, nie daje spokoju.

Karpaty to nie tylko geografia – to archipelag tożsamości. I każda z nich zasługuje na miejsce przy ognisku.

„Na polu” i „na dworze” – więcej niż język

U nas mówi się „na polu”, a nie „na dworze”. I nie chodzi tylko o gwarę, choć ta – swojska, karpacka, szorstka – też ma tu znaczenie. Chodzi o coś znacznie głębszego. O zakorzeniony światopogląd, sposób myślenia, dziedzictwo przekazywane nie tyle z książek, co z codziennego życia.

„Na polu” to więcej niż przestrzeń. To symbol wspólnoty i pracy. To miejsce, gdzie człowiek stykał się z ziemią – nie tylko po to, by przetrwać, ale też, by być częścią rytmu natury. Tam rozgrywało się życie: sianie, koszenie, zbiory, pogaduszki z sąsiadem przez płot. Ziemia pod paznokciami nie była powodem do wstydu, tylko znakiem, że się żyje uczciwie.

„Na dworze” – to już inna bajka. To świat zamków, pałaców, salonów. Miejsce, gdzie mówiło się poprawną polszczyzną, piło herbatę z porcelany i patrzyło z góry. „Na dworze” kojarzy się z hierarchią, dystansem i białymi rękawiczkami. Z czymś wyuczonym, a nie przeżytym.

Karpaty są przestrzenią, w której te dwa światy przez wieki się przenikały – choć nie zawsze się splatały. Ale w Beskidzie Niskim, w tych dolinach i osadach przyklejonych do zboczy, zdecydowanie bliżej nam do pola. Do wspólnej roboty przy ziemniakach niż do sztywnych kolacji. Do prostoty niż do dworskiej etykiety. I może właśnie dlatego ta kraina jest tak bliska ludziom, którzy szukają czegoś prawdziwego – a nie tylko ładnego.

Rękodzieło, które nie potrzebuje PR-u

Jeśli widziałeś haft z Komańczy albo łyżkę z Nowicy, to wiesz, o czym mówię. Te wzory – motywy roślinne jak delikatne lilie i róże, zwierzęce przedstawienia jeleni, ptaków czy koni, a także geometryczne pasy, romby i spirale – to nie wzory wyjęte z katalogu czy modnej gazetki. To dziedzictwo przekazywane z pokolenia na pokolenie, wypisane pamięcią rąk i serca.

Szczególnie haft z Komańczy to prawdziwa perła karpackiego rękodzieła, nosząca w sobie ducha Łemkowszczyzny i bogatą tradycję. Charakteryzuje się precyzją i złożonością wzorów oraz wyrazistą, harmonijną kolorystyką – czerwienie, zielenie, błękity i złamane biele na tle naturalnych tkanin. Motywy czerpią z natury: stylizowane lilie, róże, maki, geometryczne romby i zygzaki, a także ptaki i koniki, które symbolizują wolność i życie. Haft ten zdobił niegdyś stroje ludowe, ale dziś lokalne artystki tworzą z jego inspiracji nowoczesne ubrania i dodatki, dzięki czemu tradycja żyje dalej, trafiając do nowych odbiorców.

To sztuka żywa, pulsująca, która nie stoi w miejscu i nie czeka na muzealną gablotę. To dziedzictwo, które się tworzy na nowo, wciąż obecne i otwarte na świat.

Festiwale? U nas mają sens

Łemkowska Watra w Zdyni, Łemkowskie Spotkania czy warsztaty w Bartnem to coś znacznie więcej niż tylko muzyka i jedzenie. To mikroświaty, w których przez chwilę odżywa to, co gdzie indziej już dawno zanikło – tradycje, język, zwyczaje, a przede wszystkim duch wspólnoty i przynależności. Tam nie przyjeżdża się po pamiątkowy gadżet czy powierzchowną rozrywkę, ale po coś głębszego – po sens, który łączy pokolenia i przypomina, kim jesteśmy i skąd pochodzimy.

Na Łemkowskiej Watrze w Zdyni – największym dorocznym święcie Łemków w Polsce – można usłyszeć autentyczne brzmienia muzyki łemkowskiej, zobaczyć tradycyjne tańce i spróbować potraw, które od wieków są częścią lokalnej kuchni. To miejsce, gdzie rękodzielnicy prezentują swoje prace – od haftów, przez rzeźbę w drewnie, po ceramikę – a każdy z tych przedmiotów niesie ze sobą historię. Watra to także ognisko – symbol spotkania, wspólnoty i przekazywania tradycji.

Warsztaty w Bartnem z kolei dają możliwość nauczenia się dawnych technik, spotkania z pasjonatami i zanurzenia się w karpackiej kulturze na co dzień. „Bartne ze Sztuką Spotkania” to przykład małego, ale znaczącego projektu. Daje możliwość autentycznego, twórczego doświadczenia – poprzez sztukę, muzykę i osobiste spotkania. Integruje lokalne dziedzictwo (bartnictwo, cerkwie, kamieniarstwo) z artystycznym potencjałem i współczesnym językiem wyrazu – w kameralnym, serdecznym otoczeniu Schroniska Bartne.

W Jaśle, które jest bramą do Beskidu Niskiego, odbywają się Międzynarodowe Dni Wina – wydarzenie, które doskonale wpisuje się w karpacki krajobraz spotkań i tradycji. To nie tylko święto regionalnych winnic i lokalnych smaków, ale także platforma do integracji lokalnej społeczności i turystów. Winnice miejskie na wzgórzu pozwalają spojrzeć na Magurę i Beskid Niski w całej okazałości, a wino staje się tu mostem łączącym ludzi różnych kultur i pokoleń.

Te festiwale i wydarzenia są jak żywe skarby Karpat – pielęgnują pamięć, wspierają współczesnych twórców i pokazują, że kultura tej przestrzeni jest nie tylko przeszłością, ale i teraźniejszością, która wciąż inspiruje i jednoczy.

Bo czasem największe historie kryją się w milczeniu.

W ciszy Karpat, pod niebem szerokim,
Gdzie wiatr niesie pieśń dawnych pokoleń,
Tam ziemia pamięta stopy wędrowców,
I serce bije rytmem dawnych pór.

Niech każdy krok wśród drzew i wzgórz dzikich,
Przypomina, że tu czas się zatrzymał,
Że w milczeniu kryje się prawda wieczna,
I dusza gór wciąż żywa, niezmienna.

~Bartłomiej Wilk

Czy to przetrwa?

To pytanie wraca do mnie często, szczególnie gdy obserwuję, jak szybko zmienia się świat dookoła. Czy młodzi ludzie – wychowani na cyfrowych technologiach, social mediach i globalnych trendach – będą chcieli słuchać opowieści o Bojkach, Hucułach czy Łemkach? Czy rękodzieło, które od wieków wymaga cierpliwości, precyzji i bliskości z naturą, przetrwa w erze Instagrama, gdzie liczy się błyskawiczna popularność i masowa konsumpcja?

Może właśnie dlatego warto o tym pisać, przypominać, dokumentować i dzielić się tym, co mamy – by zatrzymać choć na chwilę ten cenny świat w pędzie codzienności. Bo póki pamiętamy, póki przekazujemy te historie, wzory, melodie i smaki – to wszystko trwa. Pamięć to najważniejszy fundament, na którym opiera się trwanie kultury.

A kiedy młodzi odkrywają te opowieści na nowo, w swoich własnych kontekstach, nadają im nowe życie i sens. Przekuwają tradycję w coś współczesnego, co rezonuje z ich światem. Może to właśnie jest przyszłość – nie konserwowanie skansenu, ale ciągła, twórcza rozmowa między przeszłością a teraźniejszością.

Więc tak, wierzę, że to przetrwa. Bo Karpaty, ich historie i pasje, mają w sobie coś ponadczasowego – siłę, która potrafi połączyć pokolenia i przekraczać granice, tak jak same góry, które nie znają barier.

Zakończenie (nie tylko formalne)

Karpaty uczą pokory. Nie robią hałasu, nie proszą się o lajki, nie walczą o twoją uwagę krzykliwymi reklamami czy błyskotkami. Są spokojne, cierpliwe, jakby mówiły: „Jeśli zechcesz, zatrzymaj się tu na chwilę, a ja pokażę ci coś, czego nie znajdziesz nigdzie indziej”.

Bo Karpaty to więcej niż góry – to przestrzeń, która zostaje z tobą na długo. Kiedy już tu przyjedziesz, ich cisza, zapach lasu, oddech historii i smak domowego chleba w górskiej chacie zaczną przenikać twoje myśli i serce.

A jeśli kiedyś będziesz w Jaśle – podjedź na winnicę miejską. Spójrz na rozciągające się pasmo Beskidu Niskiego, na zielone pagórki i wioski ukryte w dolinach. Posłuchaj – nie tylko tego, co wypowiedziane, ale i tego, co cicho szepcze wiatr, co śpiewają rzeki w „jasielskiej dolinie”, co skrywa ziemia pod twoimi stopami.

Uwaga!

Treści, które tworzę na tej stronie, są chronione prawem autorskim. Proszę, nie kopiuj ich ani nie udostępniaj bez mojej zgody.

Jeśli potrzebujesz fragmentu do własnego użytku, chcesz się czymś podzielić lub zapytać o możliwość wykorzystania materiału — napisz do mnie. Chętnie porozmawiam.

Dziękuję za poszanowanie mojej pracy.